Opór na zmianę

Najtrudniej jest zacząć… Ciężko dobrać słowa i przelać na papier swoje myśli szczególnie kiedy mają dotyczyć nas samych… Jak to jest możliwe, że ja, jako numerologiczna jedynka, mogę mieć z tym problem? A jednak… Ego mówi jedno a opór drugie. Dziś opowiem Wam jak to wyglądało u mnie i jak numeroterapia mi pomogła.

Dusza społecznika – praca za darmo

     Odkąd pamiętam lubiłam pomagać innym. Mama nazywała mnie „społecznicą”, bo gdzie trzeba było pomóc, tam byłam pierwsza. Czułam ogromną satysfakcję z faktu, że byłam użyteczna, sprawiając że ktoś poczuł się lepiej czy zrobiłam „dobry uczynek”. Czułam się spełniona i, nie ukrywam, dodawało mi to skrzydeł. Myśli, że ktoś mógłby odwdzięczyć mi się w jakikolwiek sposób, po prostu nie dopuszczałam do siebie. Najchętniej wszelkie działania robiłabym za „darmo” i od każdej formy zapłaty zawsze po prostu się wywinęłam. Nie zdawałam sobie sprawy, że tutaj mam opór na przyjmowanie.

Jeżeli nie chcemy czegoś widzieć, to po prostu tego nie zobaczymy… Ale jak wiadomo – nie stoimy w miejscu i życie prędzej czy później pokieruje nas na właściwą ścieżkę. Wszystko przychodzi do nas kiedy jesteśmy już gotowi, świadomi, ale nie zawsze nasza podświadomość współpracuje. Wyjście ze strefy komfortu jest trudne i wymaga nie lada wysiłków, walki samej ze sobą i w tym momencie pojawia się opór. 

Wymówki na niedokończone sprawy

U mnie przejawiał sie różnie i przychodził w najmniej odpowiednim momencie. Szczerze, miałam dość wszystkich tych przeciwności, które pojawiały się nie wiadomo skąd i często coś z pozoru prostego stawało się nie lada łamigłówką. Bywało różnie, czasami ciało odmawiało posłuszeństwa, a czas był moim przeciwnikiem lub pojawiało się „coś” ważniejszego. Lista niedokończonych rzeczy rosła, ale zawsze miałam szybkie „usprawiedliwienie” dla zaistniałej sytuacji. 

Nie kręć się jak w kołowrotku

Nie zdawałam sobie sprawy, że kręcę sie w kółko jak „chomik z kołowrotku”. Zagłuszałam opór we mnie, skupiając się na pomaganiu innym, gdyż w głowie dudniło: „Ty nie jesteś ważna, dasz sobie radę sama”. W ten sposób odwracałam uwagę od samej siebie, bo jak wiadomo – łatwiej radzić innym, ale trudniej jest, kiedy mamy dotknąć własnej duszy. 

Ostatnie zajęcia numeroterapii spowodowały, że z wielkim hukiem uderzyłam o ziemię. Musiałam odpowiedzieć sobie na pytanie „gdzie teraz jestem”… i wiecie gdzie byłam? Dla mnie poprostu w ciemnej dziurze… Co z tego, że dużo się pouwalniało, jeśli bałam się otworzyć na nowe – to dla mnie tak, jakbym stała w miejscu… Zła na siebie, ze łzami w oczach… Najgorsze było dla mnie to, że doskonale zdawałam sobie sprawę i wiedziałam gdzie leży przyczyna.

Sam tworzę sobie blokady

Moment, w którym dotarło do mnie, że to Ja się blokuję, bojąc się tego, co może przyjść, bojąc się tego, że mnie coś przerośnie. Brak zaufania do samej siebie, własnych możliwości i lęk, że nie dam sobie rady, powodował, iż opór stawał się coraz większy i ogarnęła mnie panika… Wszystko ułożyło sie w jedną całość i zauważyłam, że opór był ze mną na każdym kroku, powodował moje wycofanie i przyglądanie się z boku. Nie wiem jak i kiedy straciłam nad tym kontrolę i po prostu się pogubiłam… 

Opór miałam nawet przed przyjmowaniem pomocy,  bo przecież nie może być inaczej. Mój opór to moja słabość i naprawdę ciężko było mi się do tego przyznać, ale przyniosło to ze sobą ulgę… I prawdziwym sprawdzianem tutaj było otwarcie się na przyjęcie wsparcia od grupy wspaniałych istot, które przez 21 dni w intencji rozpuszczenia oporu obdarowywały mnie energią Reiki i wspomagały mnie przeróżnymi działaniami… Na początku podświadomie walczyłam, ale w momencie zaufania całemu procesowi po prostu zaczęła dziać się magia. Otrzymywanie to też piękne uczucie, na równi z dawaniem. Z ostanim, 21 dniem, kiedy umysł zaakceptował zmiany, ciało pokazało opór. Poległam… Zapalenie zatok i górnych dróg oddechowych rozłożyło mnie na łopatki i, jak wiadomo, wszystkie sprawy stanęły, bo bitwa się jeszcze nie skończyła.

Najbliższe mi osoby widziały, że coś jest nie tak i że nie zachowuje się „normalnie”.  Moja siostra stwierdziła, że byłam „zawieszona”,  ale ja z uporem maniaka mówiłam, że wszystko jest ok… a w środku płakałam. Trzy dni były ciężkie i kolejny raz wspaniałe istoty wspierały mnie energią Reiki.  

Jestem wdzięczna i dziękuję grupie wspaniałych istot za wspieranie mnie w tym procesie i dziękuję Oldze  za to, że podzieliła się z nami swoim wieloletnim doświadczeniem i podzieliła się swoją wiedzą.

Mogłabym jeszcze długo opisywać, ale tak naprawdę nie ma przypadków… To był odpowiedni czas akurat u mnie na to, żebym pożegnała się z oporem. W  każdym z nas jest opór mniejszy lub większy, wspomagany lękiem i  podbity nutą strachu… I to od nas zależy na ile chcemy, aby nami rządził. Czy może pozwolimy sobie ten opór odpuścić i otworzyć się na dobro, które chce do nas przyjść…?

Wioletta  Paslawski

× Jak możemy pomóc ?