Obniżone poczucie własnej wartości – jak je zbudować na nowo?

Przede wszystkim trzeba unikać kłamstwa, wszelkiego kłamstwa, zwłaszcza okłamywania siebie. (…) Wystrzegaj się też strachu, aczkolwiek strach jest tylko następstwem wszelkiego kłamstwa.
Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow

STRACH -lęk- samoocena. Brak wiary w siebie, czucie się beznadziejnym a nawet niepotrzebnym to objaw lęku. Lęku irracjonalnego.

Twojsamoocena czy też poczucie własnej wartości, to po prostu Twoja postawa wobec samego siebie. W psychologii mówi się, że postawa składa się z trzech elementów:

  • afektywnego – czyli związanego z emocjami, z tym, czy siebie lubisz, akceptujesz, czy ogólnie jesteś nastawiony do swojej osoby pozytywnie, czy negatywnie,
  • poznawczego – związanego z wiedzą o samym sobie, za jaką osobę się uważasz (np. „jestem nieudacznikiem”, albo „jestem dobrą matką”), te sądy i opinie dotyczą każdego aspektu Ciebie,
  • behawioralnego – to, w jaki sposób się zachowujesz oraz jak samego siebie traktujesz.

Poczucie własnej wartości może ulec zmianie przez całe życie. Wyjściowym i „zdrowym” jest mieć pozytywną i silną samoocenę. Jest to stan, w którym lubisz i akceptujesz siebie, a Twoje samopoczucie nie zależy od pojedynczych sukcesów lub opinii innych ludzi.

Poczucie własnej wartości może jednak zostać obniżone przez różne życiowe sytuacje.

Na szczęście, samoocenę można także wzmacniać i podwyższać. Możesz pracować nad tym samodzielnie, a także z pomocą numeroterapeuty, który wskaże Ci negatywne wzorce myślenia o sobie i pomoże Ci je zmienić.

Przyczyny zaniżonej samooceny

Wśród głównych przyczyn zaniżonej własnej wartości wyróżniamy:

  • 1- karzącą i karcącą postawę rodziców oraz zaniedbywanie dzieci – dzieci, które nie doznają ze strony rodziców odpowiedniej troski, są źle traktowane (karane nawet za niewielkie przewinienia), są zaniedbywane psychicznie i fizycznie, są ofiarami przemocy, zazwyczaj obwiniają się, że taki stan rzeczy jest ich winą; czują, iż nie są wystarczająco dobre, aby rodzice poświęcili im uwagę i nie karali ich,
  • 2- wygórowane ambicje rodziców wobec dzieci – dzieci, przed którymi stawiane są zbyt duże wymagania, którym wypominane są najmniejsze słabości i błędy, których osiągnięcia są zawsze dla rodziców niewystarczające, czują się gorsze i mają w sobie wyrobione przekonanie, iż zostaną obdarzone uczuciem tylko wtedy, gdy uda im się osiągnąć cele, które stawiają przed nimi rodzice,
  • 3- presja dostosowania się do otoczenia – odgrywa ona ogromną rolę w okresie dorastania, nastolatkowie są przekonani, iż muszą spełniać pewne standardy w grupie rówieśników; niska samoocena może być wynikiem obserwacji i przekonania, że nie spełnia się owych standardów lub też znęcania się, wyśmiewania ze strony kolegów,
  • 4- niewystarczająca ilość pochwał i ciepła -rodzice, którzy nie chwalą dzieci i nie okazują w stosunku do nich pozytywnych uczuć, mogą wyrobić w swoich pociechach niską samoocenę,
  • 5- nadopiekuńczość – negatywny wpływ na poczucie własnej wartości ma również postawa rodziców, którzy wyręczają swoje dziecko w praktycznie każdej czynności, jednocześnie zapewniając je, że samodzielnie nie byłoby w stanie sobie z tym poradzić,
  • 6– niskie poczucie własnej wartości może być także wynikiem niepowodzeń w związkach.

Nikt z nas nie jest idealny, ani my, ani nasi Rodzice czy towarzysze życiowej podróży. Nikt na początku życia nie dostał instrukcji jak żyć. W większości jesteśmy „ofiarami ofiar”. Każdy z nas chce być dobry, szlachetny, pomocny, mądry, wyjątkowy, piękny i pewny siebie, ale nieliczni to osiągają. Co nie znaczy, że każdy z nas, który się tak nie czuje, nie może tego osiągnąć poprzez pracę nad sobą. Samorozwój to droga do wybaczenia, zrozumienia i rozwiązania problemów z lękami czy samooceną. To tylko od nas zależy jaką drogę w życiu wybierzemy.

Iracjonalny lęk i strach przed samym sobą

Jak pisałam, lęk jest irracjonalny, stworzony przez nas w naszym umyśle lub zakodowany w podświadomości, bo przecież jak pisze Mark Wolin „Nie zaczęło się od Ciebie”. W podświadomości przechowywane są nie tylko nasze własne traumatyczne wspomnienia, ale też nieprzepracowane traumy naszych przodków. Dlatego ważne jest pogodzenie się z rodzicami polegające na pogodzeniu się z tym, co dostaliśmy i z tym, czego nie dostaliśmy. Kiedy spojrzymy na to w ten sposób, możemy czerpać siłę z rodziców, którzy (nawet jeżeli nie zawsze było to widać), chcieli dla nas dobrze. Żeby te sprawy zrozumieć odsyłam do numeroterapii – czyli do terapeutów-numerologów, którzy otworzą drzwi najgłębszych naszych zakamarków, naszych dziedziczonych traum czy lęków przed czymś, co nie istnieje w obecnym naszym świecie. Sposobów uleczania jest wiele, ale tylko od nas zależy, czy chcemy siebie uleczyć, czy wolimy być „ofiarą ofiar”.

Moja historia – jak podniosłam poczucie własnej wartości?

Moja terapia do zrozumienia moich niepowodzeń zaczęła się 2021.

Trafiłam do Szkoły Numerologii Olgi N Stępińskiej, która otworzyła przede mną wrota tego, co niewidzialne, schowane, zapomniane i niechciane w mojej duszy i ciele. Dzięki temu dowiedziałam się, dlaczego moje życie tak się ułożyło, a nie inaczej – bo magia w liczbach jest taka, że jest w nich zapisane nasze życie. I do pewnych zdarzeń i sytuacji musimy podejść z pokorą i zrozumieniem, bo to my wybraliśmy sobie taką datę urodzenia czy rodzinę. Trzeba pewne sprawy zrozumieć i przepracować. Pomocnymi narzędziami są Kroniki Akaszy, Afirmacje, Medytacje, metoda Radykalnego wybaczania czy działanie energią Reiki lub Theta healing. Im więcej się otwiera wrót zrozumienia w naszym umyśle, tym dalej kopiemy i głębiej. I wszystko powoli się rozjaśnia i trafia na swoje miejsce.

Dzięki tej nauce wiem teraz, że trzeba być uczciwym w tym, co się mówi.

Cytat z książki „Cztery umowy.” Don Miguel Ruiz:

Mów tylko to co naprawdę myślisz. Unikaj słów, które by ci szkodziły i nie obmawiaj innych. Używaj siły swego słowa tylko dla dobra i miłości.

Nie bierz niczego do siebie. Cokolwiek inni robią, nie robią tego z twego powodu. To, co mówią i robią, jest wyłącznie projekcją ich własnej rzeczywistości, ich własnych snów. Kiedy uniezależnisz się od opinii i poczynań innych ludzi, przestaniesz niepotrzebnie cierpieć.

Nie zakładaj niczego z góry. Znajdź w sobie odwagę zadawania pytań i otwartego wyrażania swoich rzeczywistych pragnień. Wyrażaj własne myśli tak jasno, jak tylko jest to możliwe, a unikniesz nieporozumień, smutków i dramatów.

Rób wszystko najlepiej jak potrafisz. Czynienie wszystkiego jak najlepiej jest uzależnione od twoich możliwości w danej sytuacji. Nie jest czymś stałym – zmienia się z dnia na dzień. Co innego oznacza, gdy jesteś chory i co innego, gdy jesteś zdrowy. Jednak w każdych okolicznościach po prostu staraj się na tyle, na ile cię stać, a unikniesz wyrzutów sumienia, poczucia winy czy żalu.”

Mój dom Rodzinny z pozoru był idealny. Fakt – był idealny na tamte czasy, powiem nawet, że wyjątkowy. Miałam nianię, którą nazywałam Mamą Mała, która sprzątała, gotowała, prała… (a nie było wtedy pralek automatycznych tylko Franie), szyła, piekła i była ze mną. Była moim bezpieczeństwem w codziennym życiu. Zabierała mnie na spacery, na zakupy, opowiadała piękne historie o zwierzętach i przyrodzie. Pochodziła ze wsi i jak zbliżał się maj – zabierała mnie ze sobą do siebie. To był dla mnie najpiękniejszy okres w moim życiu – od maja do września żyłam z nią i całą jej rodziną w Jasienicy. Byli tam dziadkowie, bracia i siostry, a także dzieci jej rodzeństwa. Miałam koleżanki i kolegów, miałam psa, świnki i ukochaną krowę Jarkę. Karmiłam kurki, zbierałam w stodole jajka i kaczkom wlewałam wody do wanny, żeby maluchy popływały. Widziałam porody u krów i świnek, a nawet miałam swoją kurkę Zosię, której pomogłam się wykluć. Zosia zawsze ze mną wszędzie chodziła. Miałam wszystko co dziecku potrzeba. Uczyłam się gotować, piec i pomagać na roli. Jak ja bardzo tam chciałam mieszkać i być z nimi! Nikt mnie tam nie oceniał, byłam wolna i akceptowana… I może dzięki temu wiem, że można żyć inaczej. Bardzo ją kochałam, była cudowną, ciepłą, pełną miłości i dobroci osobą.

I miałam dwojga Rodziców, cudownych, mądrych, wyjątkowych, na wysokich stanowiskach, rozwijających swoje kariery, bawiących się na zagranicznych wyjazdach. Skupionych na sobie i na swoim życiu. W sumie to ich nigdy nie poznałam, bo z wiekiem jak dorastałam okazało się, że nie spełniam ich oczekiwań.

Gdy miałam 7 lat, Rodzice zdecydowali, że już nie jest mi potrzebna „Mama Mała”, że koniec podróży na wakacje na wieś. Że teraz trzeba zająć się nauką i poprawnym wysławianiem, żeby nie przynosić im wstydu. W szkole podstawowej uczyłam się bardzo dobrze, więc większych problemów nie mieli. Ale nie rozmawialiśmy, nie śmialiśmy się wspólnie wieczorami w kuchni, nie opowiadali, jak minął im dzień, ani nie interesowali się moim dniem, moimi marzeniami, przyjaźniami. Zaczęło się porównywanie mnie do innych dzieci ich znajomych, przy których wypadałam bardzo słabo. Bo nie przeczytałam lektur szkolnych rok naprzód i nie uczyłam się języków obcych tak dobrze jak inne dzieci. Jak dostałam gorszą ocenę w szkole to mama zabierała mnie do kuchni i przedstawiała wizję mojego przyszłego beznadziejnego życia. Moja samoocena z dnia na dzień spadała… A chęci robienia czegoś innego mnie nie cieszyły, bo spotykały się z krytyką. Więc podporządkowałam się całkowicie. Uwierzyłam, że Rodzice robią wszystko, co jest dla mnie najlepsze. Zapewnienie przez nich finansów miało dać im poczucie, że obdarzają mnie miłością. Miałam czuć się lepsza, bo mam takich mądrych Rodziców na stanowiskach. Po latach już wiem, że moja mama też nie była szczęśliwa, ale ze strachu bała się mieć swoje zdanie. A że była lekarzem – uciekła w leki psychotropowe, które do śmierci brała.

Brak wiary w siebie

Niska samoocena i wiara w mój bardzo ciężki charakter, szły ze mną przez całe życie, aż w wieku 50 lat zrzuciłam okowy beznadziejności. Zaczęłam samodzielnie myśleć!!! Gdyby nie numerologia, do dzisiaj bym nie była świadoma tego, że był to czas zmiany w krysztale życia. Po prostu ta zmiana musiała nastąpić. Zmiany nigdy nie są łatwe, powiem wprost, były to bardzo ciężkie lata. Jako osoba bardzo lojalna dla innych, przestałam być lojalna wobec siebie. Posłuszna, karna, dawałam sobą manipulować i wierzyłam długo, że tak musi być. Byłam żoną przez 31 lat, matką dwójki cudownych, mądrych córek, wykształconą osobą z dwoma fakultetami i pięcioma podyplomówkami… I okazało się, że nie żyłam samodzielnie tylko dla innych!

3.01.2016 r. spakowałam walizki i wyprowadziłam się od męża. On też wierzył ze wszystko można kupić. Byłam już wszystkim zmęczona – jego grą, manipulacjami, szantażami, ciągłym zrzucaniem winy na mnie, za wszystkie jego niepowodzenia czy alkoholowe wyskoki. Wszystko było moją winą. Zawsze Rodzina dla mnie była ponad wszystko. W związku z tym, że byłam wychowywana przez obcą osobę a nie przez Rodziców, moim marzeniem było, że moje dzieci ja wychowam. Że mój mąż da mi taką możliwość – i dał. To był cudowny czas, ja byłam w domu z córkami, a że mieszkaliśmy wtedy za granicą, nie było żadnych babć ani ciotek – sama mogłam z nimi być. Znam je dobrze, znam ich lęki i obawy, znam ich radości i miłości. Opowiadamy sobie do dzisiaj o wszystkim. Ja ich nie oceniam, bo to ich decyzje i ich życie. Mamy wspólne wyjazdy i nocne rozmowy przy winku. Wspieramy się w ciężkich chwilach i cieszymy się wspólnie naszymi sukcesami. Są tlenem mojego życia. Kocham je miłością bezwarunkową.

Rozwód i choroby moich Rodziców przypadły w tym samym okresie. Mój mąż okazał się obcym, pozbawionym skrupułów człowiekiem. Odsunął od siebie córki, wyrzekł się ich, a do mnie na sprawie mówił „Pani”. Oj, jak to boli… Chciał mnie zniszczyć, zarzuty jakie napisał w pozwie były irracjonalne. Ciężko to pisać, ale jak chce się żyć w prawdzie, to trzeba. W pozwie napisał, że go zdradzałam, miałam wielu kochanków, ale też byłam lesbijką, alkoholiczką i awanturnicą – nic innego nie robiłam tylko piłam i niczym się nie zajmowałam, a on pracował i mnie utrzymywał. Ale też jednocześnie miałam firmę i dochód pasywny. Przykre, że może bliska osoba tak nisko upaść. Przeżyłam to ciężko, ale wyszłam z tego.

Mój tata zachorował na raka – oczywiście wzięłam to na siebie, że to moja wina, bo zamknęłam naszą wspólną firmę i pozbawiłam go na koniec życia tego, co najbardziej lubił – pracy. Miał przerzuty ma mózg i umierał w strasznych lękach, bał się, nie wiedział, gdzie jest, ale uspakajał się, gdy zapadał w letarg pod wpływem morfiny, bo wtedy zaczynał swoją pracę. I jak się obok niego siedziało, to wciąż trzeba było zanosić albo przynosić niewidzialne faktury. Albo zatrudniał nowych ludzi i od chodzenia i pokazywania bolały go nóżki. Był bardzo dobrym, spokojnym człowiekiem, okres okupacji i odpowiedzialność za rodzinę, gdy ma się 16 lat, wpływa na całe życie. Praca i pieniądze zawsze dla niego były sensem życia. A moja kochana mamunia – babunia, biedna, samotnie odeszła w podmiejskim szpitalu 26.03.2020 r. w okresie największej pandemii. Mogłam ją pochować dopiero w czerwcu, bo bardzo zawsze chciała mieć dużo kwiatów na grobie. Z perspektywy czasu powiem, że bardzo ich kocham, bo jestem nimi. Jeżeli nie kochałabym moich Rodziców, nie mogłabym kochać siebie. Żałuję tylko tego zmarnowanego czasu – że lepiej się nie poznaliśmy.

Praca nad sobą samorozwój i ukochanie siebie, wybaczenie sobie i innym daje mi wiarę, że Miłość tych, którzy żyli przede mną, przekazywali z pokolenia na pokolenie miłość, która upiera się, żeby żyć pełnią życia i nie powtarzać nieszczęść z przeszłości. To wielka miłość, cicha miłość, bezgraniczna miłość, która łączy mnie ze wszystkimi i wszystkim. I ma zdolność leczenia. Pragnę rozwinąć swoją świadomość do takiego stopnia, że będę mogła dotrzeć i poczuć, kim naprawdę jestem. I życzę tego również czytelnikom. Pamiętajcie – macie wpływ na swoje życie. Pozwólcie sobie na to.

autorka tekstu: Katarzyna C Suchanek

× Jak możemy pomóc ?